Cały Kosmos Wołkowa
Spuścizna artystyczna Wiktora Wołkowa jest przeogromna. Żona artysty mówiła wręcz o: „fanatycznej twórczości fotograficznej”, a on sam uznał, że to, co robił „to absolutne szaleństwo”. Tysiące negatywów, setki zdjęć, kilkadziesiąt wydawnictw – to dorobek jednego człowieka. Osoby wrażliwej na otaczający ją świat, jego naturalne piękno, przyrodę, jej zmienność i rozmaitość. W oddaleniu od przyziemnych spraw Wołkow przemierzał Podlasie, które znał i które szczególnie ukochał. Twierdził, że „nie trzeba jeździć po świecie, aby pokazać wszechświat”. Jego „wszechświat” zbudowany był z obrazów, które tworzyła sama natura, wciąż zmieniająca się zgodnie z naturalnym porządkiem dnia, nocy, pór roku i mijających lat. W tym właśnie świecie widział sens, ku niemu kierowała się jego uwaga. Wschody i zachody słońca, woda, pola, zwierzęta, ptaki, zwyczajni ludzie i ich praca czy krajobraz podlaskiej wsi ze starymi domami krytymi strzechą oraz przydrożnymi krzyżami, tysiące najdrobniejszych zachwycających elementów natury – to „cały kosmos Wołkowa”.
Wystawa składa się z różnorodnych prac ukazujących wrażliwość artysty, jego indywidualność i osobowość. Barwa i światło to podstawowe kryteria doboru ujęć tworzących wizualizację założoną z 70 zdjęć, która toczy się nieśpiesznie, w rytmie, w jakim pracował, z cierpliwością czekając na ten jedyny kadr, choć jak zwykł mówić: „cały czas jeszcze czekam na to najlepsze ujęcie, a ono nie nadchodzi, ale to jest też jakiś cel w życiu”.
Pejzaż
Pierwsza wystawa Wiktora Wołkowa przedstawiająca pejzaż zorganizowana została w Muzeum Okręgowym w Białymstoku w 1976 roku. Autor nadał swej ekspozycji tytuł: „Taki pejzaż”. Temat ten, zrealizowany w technice fotografii analogowej, czarno-białej, Wołkow zaprezentował rok później w ambasadzie polskiej w Sztokholmie („Pejzaż” 1977). Kolejną ważną realizacją była wystawa przygotowana w 1983 roku dla białostockiego Biura Wystaw Artystycznych – „Pejzaż czarno-biały północno wschodni Wiktora Wołkowa”. Pozostał po niej katalog, w którym Wołkow utrwalił wspomnienie – refleksję na temat swojej twórczości:
Był początek maja 1968 roku. Pierwszy raz w życiu oglądałem widok, który mnie oszołomił. Rozlewiska doliny Narwi i Biebrzy z Góry Strękowej. Miałem pożyczony teleobiektyw 300 mm i jedną klatkę w aparacie. Pstryknąłem jedno, jedyne zdjęcie – wielokrotnie potem nagradzane. Zdjęcie to zapoczątkowało nowy okres w moim rozwoju fotograficznym, w którym tkwię do dziś i którego wyrazem jest ta wystawa. Od tego czasu minęło naście lat. Kilka razy w roku z tego miejsca wykonuję kilkaset zdjęć na doskonałych filmach, aparatach, obiektywach. Żadne jednak nie dorównuje temu jedynemu.
Do końca aktywności artystycznej Wołkowa pejzaż pozostawał głównym motywem jego twórczości, co czyniło go jednym z najważniejszych polskich pejzażystów-fotografików.
Po wspomnianych wystawach pozostał pokaźny zbiór fotografii, który trafił do Muzeum Podlaskiego w Białymstoku. Dzięki temu stałą ekspozycję Muzeum Fotografii Wiktora Wołkowa wzbogaca prezentacja wybranych 28 prac ukazujących pejzaż widziany oczyma fotografika. Jest to monochromatyczny, utrzymany w barwach szarości, bieli i czerni, graficzny obraz Podlasia, jakiego już nie ma. Otwarta przestrzeń, w której głównymi bohaterami są drzewa, stogi, płoty, ptaki, a także woda, unosząca się mgła, czy niemal wyczuwalne ciepłe lub mroźne powietrze. Utrwalone na fotografiach obiekty stają się przedmiotem szczególnej uwagi. W ten sposób powstawały przedstawienia wymykające się tradycyjnemu spojrzeniu na krajobraz, który nabiera dodatkowych znaczeń. Wołkow nie lubił „perfekcyjnej fotografii”, która „wszystko mówi”, i która nie pozostawia miejsca dla wyobraźni. Po wykonaniu zdjęcia pracował nad nim starannie kadrując wybrane ujęcia. W tych stosunkowo wczesnych pracach Artysty widoczny jest jego indywidualny styl, charakterystyczne kompozycje, graficzność i wrażeniowość obrazu, jego refleksyjność.
Słońce
Słońce było jednym z głównych motywów w twórczości Wiktora Wołkowa. Warunkowało efekt artystyczny jego pejzaży, budując magię obrazu. Twierdził, że najlepsze zdjęcia powstają po wschodzie słońca i przed jego zachodem, pozostały czas był jego zdaniem „pustymi godzinami”. Pod tym tytułem zrealizował wiele wystaw indywidualnych (m.in. 1999 – Warszawa, 2000 – Katowice, 2002 – Białystok i Grodno, 2003 – Poznań, 2005 – Białystok, 2010 – Rzeszów). Fotograficzne wyprawy na wschody i zachody słońca, zazwyczaj nad Narew i Biebrzę, długie oczekiwanie, „by uchwycić jeden, jedyny czas”, stanowiły rodzaj fotograficznej rutyny Wołkowa, zwłaszcza ciągłe powroty do jego ukochanej Strękowej Góry. Ich efektem były setki klatek fotograficznych, na których „falujące” powietrze rozświetla tarcza słońca, ukazując barwy tęczy. W jej blasku pozują ptaki i drzewa, często uchwycone w typowej dla fotografika skróconej perspektywie. Według Wołkowa najpiękniejsze były wiosenne wschody słońca, podczas których roiło się od żurawi i gęsi. Światło, jakie uzyskiwał podczas swych „słonecznych sesji”, czerwienie, żółcienie i fiolety, nadaje fotografii efekt malarskości, zwłaszcza gdy słońce styka się na nich z taflą wody, wtapia się w nią, tworząc jedność, czy gdy uchwycona zostaje mgła przykrywająca krajobraz. Nie są to obrazy, na których utrwalona jest rzeczywistość, lecz ulotna chwila – zaczarowanej natury.
Potrawka z zająca
Autorska wystawa znana pod nazwą „Potrawka z zająca” – a właściwie „CIVET de LIÉVRE w fotografii Wiktora Wołkowa” po raz pierwszy została zaprezentowana publiczności pod auspicjami Związku Polskich Artystów Fotografików w salach Biura Wystaw Artystycznych w Białymstoku „Arsenał” w czerwcu 1981 roku. Jeszcze w tym samym roku ekspozycję otwarto w Galerii Związku Polskich Artystów Plastyków w Warszawie. Po latach Wołkow wspominał swoje spotkanie „z zającem” w 1974 roku na łące pod Knyszynem. Może to właśnie tam narodził się pomysł tej prezentacji?
Ten wyjątkowo oryginalny zespół fotografii, a właściwie fotograficznych sekwencji, mistrzowskiej impresji – przewrotna historia „polowania” na zająca, w wielości dynamicznych ujęć, to kompozycja budząca uśmiech i uznanie dla kunsztu fotograficznego autora. Wołkow, bawiąc się tematem, we wstępie do wystawy umieścił encyklopedyczną notę o zającu oraz towarzyszący jej rysunek, a także przepis na przygotowanie potrawki z zająca, aby następnie zaserwować widzom prawdziwą ucztę. Tak też ukazany został na niej zając – szarak „stawiający słupki” – czuwający z uniesionymi uszami, sam lub w towarzystwie, skaczący, kicający, uciekający – sadzący wielkie susy czy kluczący – robiący „kominki” – uskakując w bok. Główny bohater tej opowieści szczególnie dobrze wypada na tle ośnieżonych pół, ale także w ekspresyjnych ujęciach, gdzie jego sylwetka rozmywa się w powietrzu.
Wystawa ta jest również doskonałym przykładem specyficznego rodzaju fotografii, jaką Wołkow wypracował, w pewnym sensie z braku odpowiedniego sprzętu, a także w efekcie swoich artystycznych poszukiwań. W ten sposób powstawały zdjęcia o „grafizowanym” obrazie i grubym ziarnie, które stały się znakiem rozpoznawczym jego twórczości, zwłaszcza do momentu, gdy wprowadził do swojego warsztatu barwne diapozytywy i slajdy.
Warsztat fotografa natury
„Fotografia w najogólniejszym znaczeniu tego słowa, jest dziedziną bardzo szeroką i specyficzną; składają się na nią bowiem zarówno różnorodne gałęzie nauk technicznych: optyka, fotochemia, mechanika precyzyjna, jak również zawiera ona w sobie problemy plastyczno-artystyczne, chociażby podstawowe zagadnienia estetyki i kompozycji. Specyfika fotografii wynika zresztą nie tylko stąd, że jest ona zarówno techniką, jak i sztuką, że na jej rozwój złożyły się wysiłki nie tylko konstruktorów, odkrywców z dziedziny optyki i chemii, lecz także twórców kierunków artystycznych – ludzi, którym zawdzięcza fotografia swą artystyczną rangę i rozwój jako jedna ze sztuk plastycznych … Fotografia bowiem to jednocześnie narzędzie pracy, technologia pracy i rezultat tych poczynań – obraz fotograficzny”. Tę celną charakterystykę fotografii odnajdujemy we występie do słownika zatytułowanego 1000 słów o fotografii, autorstwa Henryka Latosia. Pozycja ta, jako jedna z wielu innych prac z tej dziedziny, należała do Wiktora Wołkowa.
Obok negatywów, diapozytywów i slajdów, archiwalnych fotografii z wystaw, w zbiorach posiadamy również sprzęt fotograficzny, na którym pracował Wołkow. Są to nie tylko aparaty fotograficzne, obiektywy, statywy, czy różnorodne akcesoria, ale także elementy wyposażenia ciemni fotograficznej. Jest to zasób dla wielu z nas, żyjących w świecie fotografii cyfrowej, niemal nieznany i niezrozumiały. Warto więc przyjrzeć się warsztatowi fotograficznemu Wiktora Wołkowa i poddać rozwadze, czy był on dla niego ograniczający, w myśl zasady mówiącej o tym, że fotograf może zrobić tylko to, na co mu pozwalają techniczne możliwości sprzętu, którym się posługuje. Ten niewielki wybór aparatury fotograficznej, jaki przedstawiamy na wystawie, uzmysłowia jak wiele determinacji i kreatywnego wysiłku włożył Artysta w swoją twórczość, jak słabość zmienił w siłę, wypracowując swój autorski styl, graficzny, czasami abstrakcyjny, zawsze jednak będący jego osobistym spojrzeniem na świat.